Zbigniew „Piotr” Piotrowski

członek rzeczywisty  legitymacja nr 1327

Fotograficzny turpista, portrecista, dokumentalista miejsc opuszczonych, podróżnik-amator i niespokojna dusza… Dwukrotny stypendysta, absolwent i wykładowca Trójmiejskiej Szkoły Fotografii, członek rzeczywisty Związku Polskich Artystów Fotografików.

Na świecie pojawiłem się w marcu tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego szóstego roku w Bartoszycach jako pierwsze dziecię swoich rodziców. Zatem można by rzec, że urodziłem się w tych fajnych czasach, gdzie brak szerokiego dostępu do świata wirtualnego i innych internetów sprawił, iż moje dzieciństwo pełne było siniaków, obtarć, połamanych kończyn i powybijanych zębów, do domu wracało się z szerokim uśmiechem po zmroku, a najlepszą bronią podczas podwórkowych zabaw w wojnę była kupa na patyku! Dzieciństwo spędziłem na śląsku – chłonąc dziecięcymi oczami wszystko co fotogeniczne, ale niestety bez świadomości jak fajnie byłoby to wszystko fotografować. Jedynymi zdjęciami jakie wtedy robiłem, to zdjęcia podczas domowych uroczystości aparatem z komunii świętej i pod nadzorem osobistej rodzicielki, która dbała abym przypadkiem owego fotograficznego cudu techniki nie uszkodził. Fotografią na poważniej zaczynam interesować się kilkanaście lat później – i choć „na poważniej” brzmi trochę na wyrost, bo pierwsze zdjęcia robię telefonem komórkowym to i tak rejestracja rzeczywistości sprawia mi dużo radości. Fotograficzna przygoda jest intensywniejsza po zakupie pierwszego prawdziwego aparatu – Sony DSC h7. Po kilku latach  koślawego i chaotycznego samokształcenia się przychodzi czas na pierwszą nikonowską lustrzankę zwaną Nikodemem I i pierwszą szkołę fotograficzną, gdzie pod skrzydłami Remigiusza Koniecko debiutuję w wystawie zbiorowej „Debiuty 2009” w gdańskiej „Galerii Małej” krótką serią „Portret Rodzinny„, inspirowaną obrazami Chełmońskiego.

W międzyczasie rodzi się moja fascynacja fotografiami czeskiego fotografa Jana Saudka i mogę śmiało stwierdzić, że owa fascynacja ma duży wpływ na moją obecną twórczość. Na przełomie 2010/2011 roku roku nawiązuję współpracę z miastem Gdynia czego owocem są dwie indywidualne wystawy: zdjęć gdyńskiego modernizmu „Przyjrzyj się! Modernizm Gdyni” oraz zdjęć ekspozycji Gdyńskiego Muzeum Motoryzacji „MotoVaria” prezentowane między innymi w Muzeum Miasta Gdyni.  Rok 2011 to także narodziny 3GE! Trójmiejskiej Grupy Eksploracyjnej – zrzeszającej kilka osób zafascynowanych spędzaniem wolnego czasu na fotograficznej dokumentacji miejsc opuszczonych i zapomnianych. Nasze zaangażowanie i ciągłe dzielenie się zdjęciami z kolejnych wypraw po Polsce docenił Dziennik Bałtycki i Radio Gdańsk, dla którego udzieliliśmy wywiadu (do posłuchania tutaj: wywiad dla Radio Gdańsk)Nawiązaniem do fascynacji tzw. urbexem była też wystawa fotograficzna  „B-117” powstała we współpracy z architekt Martyną Cichocką. „B-117” to projekt adaptacji zabytkowej kotłowni na artist in residence połączony z wystawą zdjęć ówczesnego stanu mojego autorstwa.

Punkt zwrotny w mojej artystycznej twórczości miał miejsce w roku 2012, kiedy to zaczęła się moja przygoda z Trójmiejską Szkołą Fotografii.  Zdjęcia z serii „Bezdomność” zostały docenione przez art. foto. Jowitę Mormul, art. foto. Wojciecha Beszterda, art. foto. Witolda Jurkiewicza na otwartych obradach jury podczas konkursu „Moje Pomorze 2012” i tym samym stałem się stypendystą TSFu.  Dwa lata szkoły to był zdecydowanie czas rozwoju – to mocne zainteresowanie twórczością Joel’a-Petera Witkin’a (który też miał spory wpływ na obecną twórczość),  i choć najbliżej mojemu sercu do fotografii artystycznej, inscenizowanej i kreacyjnej to nie zamykam się na portret, dokument czy krajobraz – najważniejszy w mojej fotografii zawsze jest człowiek i wszystko co go otacza, niezależnie czy to Jego prawdziwy świat czy wymyślony przeze mnie. Szkołę kończę z tytułem plastyk w specjalizacji fotografia i pod merytoryczną opieką Sylwii Karoliny Knop bronię portfolio na ocenę celującą. Rok później dostaję propozycję pozostania w szkole jako wykładowca.

W chwili obecnej swoją fotografię określam jako mieszankę surrealistycznych tworów nasyconych, wydawałoby się, moją nieograniczoną wyobraźnią. Nie lubię mówić o swoich zdjęciach – obrazy, które realizuję to czasami migawki w głowie powstałe na zasadzie spontaniczności i muszące po prostu wydostać się z tej głowy sposobem cyfrowym bez uprzedniego obmyślania całej idei czy głębszych sensów. Niezmiennie od kilku lat przy fotografii inscenizowanej towarzyszy mi ciągła chęć szokowania obrazem i budzenia w odbiorcy interpretacji na zasadzie „co autor miał na myśli”.

www.piotrografia.com